Praca zdalna jest dziś łatwiejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Powszechny dostęp do internetu sprawia, że coraz więcej osób decyduje się na przeniesienie swojego biura na drugi koniec świata. Nie bez powodu niektóre lokalizacje cieszą się szczególną sympatią cyfrowych nomadów. I to właśnie im – najlepszym miejscom do pracy zdalnej, poświęcony jest ten post!
Zaczynasz swoją przygodę z pracą zdalną? A może znasz już smak niezależności od lokalizacji, ale szukasz nowych miejsc, które mógłbyś zwiedzać pracując jednocześnie? Kilka inspiracji na pierwszy lub kolejny wyjazd znajdziesz w poniższym artykule. Przedstawiam w nim miejsca do pracy zdalnej, które sama przetestowałam i które polecają polscy cyfrowi nomadzi.
Koh Phangan, Tajlandia – dla wyspiarskiego luzu
Zestawienie otwiera Tajlandia, mekka cyfrowych nomadów. Nieco na przekór nie będę pisać jednak o Chang Mai, które od kilku lat plasuje się w czołówce najlepszych miejsc do pracy zdalnej na świecie. Zamiast tego zabiorę was na jedną z tajskich wysp – Koh Phangan, położoną na południowo-wschodnim wybrzeżu kraju.
Praca na plaży z widokiem na morze? Brzmi jak pocztówkowy obraz typowego cyfrowego nomady. Rzeczywistość nie zawsze jest tak kolorowa, bo najpiękniejsze wyspy oznaczają zwykle wolny internet, drogie noclegi i kiepską infrastrukturę. A to nie sprzyja dłuższym pobytom, jeśli w planach macie nie tylko wypoczynek, ale przede wszystkim pracę. Dobrym wyjątkiem od rej reguły jest Koh Phangan, wyspa, na której spędziliśmy miesiąc podczas blisko rocznej podróży po Azji.
Okazało się, że miejsce słynące przede wszystkim z głośnych Full Moon Party, może być też idealną bazą dla osób pracujących zdalnie. Takich, które zamiast imprez, potrzebują przede wszystkim odpowiednich warunków do pracy. Tuż po dotarciu na wyspę zamieszkaliśmy w domku pośrodku niczego, który stał się naszym tymczasowym biurem.
Cisza i spokój, soczysta zieleń, świeży sok z kokosów rosnących dookoła i – najważniejsze – szybki, niezawodny internet. Trudno o przyjemniejszą scenerię do pracy. A po pracy, hop na skuter i w kierunku ulubionego nocnego marketu. Tak mniej więcej mijał nam czas na tej tajskiej wyspie.
Koh Phangan jest też jednym z ulubionych miejsc do pracy Michała Molendy, autora bloga o cyfrowym nomadyzmie, programowaniu i podróżach.
Po pierwsze ta wyspa słynie z ładnych plaż, może nie najładniejszych w Tajlandii, ale dzięki temu nie ma tam aż tak dużo ludzi jak np. na Koh Phi Phi. Drugą sprawą jest przyroda, wyspa nie jest jeszcze bardzo zabudowana, możemy znaleźć dużo miejsc na trekingi po dżungli czy super wodospady, w których można się kąpać. Mimo że Koh Phangan nie jest jeszcze bardzo rozbudowana to znajdziemy tam wszystko, co jest potrzebne cyfrowemu nomadzie. Bardzo dobry internet, sklepy z elektroniką i duże sklepy jak Tesco czy Makro. Do tego, jest tam też dość tanio. Bez problemu wynajmiemy domek za mniej niż 1000 zł miesięcznie i zjemy obiad za 4-5 złotych. Każdy na tej wyspie znajdzie coś dla siebie. Ładne plaże dla lubiących lenistwo, imprezy do rana dla imprezowiczów czy centra jogi.
Tajpei, Tajwan – dla zgiełku metropolii i ucieczki w naturę
Na chwilę zostańmy jeszcze w Azji. Z jednak wyspy przenieśmy się jednak na inną, znacznie większą, choć wciąż całkiem kompaktową. Tajwan, bo o nim mowa, był celem naszych listopadowych praco-wakacji. Mieliśmy nosa z wyborem – stolica wyspy, Tajpei, przewija się w wielu zestawieniach kierunków, który cyfrowi nomadzi powinni odwiedzić w 2018 roku. Jedno jest pewne, Azja Południowo-Wschodnia, choć ciągle skupiająca ogromną rzeszę nomadów, może powoli czuć na swoich plecach oddech innych części kontynentu.
9-milionowa stolica jest przede wszystkim przyjemnie czysta (czego inne kraje regionu mogą się jedynie uczyć), doskonale rozwinięta (pod każdym względem) i przy tym niezwykle bezpieczna dla przyjezdnych (jedyne zagrożenie to ogromne ilości dobrego jedzenia, wszędzie).
Tajpei jest miastem zdecydowanie digital nomad friendly. Super szybki (średnia 25 Mbps) i tani internet , kawiarnie z bardzo przyzwoitą kawą i dedykowanymi miejscami do pracy, a do tego hostele z przestronnymi przestrzeniami wspólnymi, jakby uszytymi na miarę naszych potrzeb. Czego chcieć więcej? Od liczby miejsc wartych zobaczenia w samym Tajpeju i jego sąsiedztwie może zakręcić się w głowie. Kompaktowe rozmiary wyspy i świetnie funkcjonująca na niej komunikacja sprawiają też, że w dwie godziny możemy dotrzeć z wielkiej metropolii do zapierającego dech parku narodowego Taroko. Niewiele więcej zajmie nam dojazd na wybrzeże, gdzie góry wpadają wprost do morza, a niekończące się pola ryżowe przecinane są wyłącznie przez małe wioseczki. Tajwan to kraj stworzony do jazdy na dwóch kółkach, a najlepiej poznać można go podróżując rowerem (i z laptopem w sakwie) ze stolicy na południowy kraniec wyspy. A, pisałam też, że przy wlocie do kraju nie potrzebujemy wizy i możemy w nim zostać aż 90 dni?
Granada, Nikaragua – dla kolonialnej atmosfery
Ameryka Środkowa cieszy się złą sławą, niebezpiecznej nie tylko dla samych mieszkańców, ale i odwiedzających ją turystów. I choć Gwatemala, El Salwador czy Nikaragua nie są może najbardziej oczywistym wyborem dla osób pracujących zdalnie, to w zestawieniu tym musiała pojawić się godna reprezentantka tego regionu, Granada. Mam nieodparte przeczucie, że to kameralne miasteczko w Nikaragui już za parę lat, w towarzystwie gwatemalskiego jeziora Atitlan, mogą narobić sporego zamieszania w świecie cyfrowych nomadów.
Kolonialna Granada to niskie, pomalowane na kolorowo domki i znajdujące się w nich obowiązkowo patia z zielonymi ogrodami. Piękne kościoły, parki z przesiadującymi w nich dziadkami i zachody słońca, które malują się na niebie w odcieniach pomarańczy, różu i czerwieni. Granada ma swój niepowtarzalny urok – jest w niej nie tylko pięknie, bo kolorowo, ale i wciąż dość kameralnie, nawet w szczycie sezonu. Ludzie są nadzwyczaj mili i kontaktowi, jedzenie pyszne i tanie , a pogoda – cóż, wolę narzekać na upały niż na szaro-burą wiosnę w Polsce. Miłym zaskoczeniem w Granadzie był internet, który z lokalną kartą SIM pozwalał na w pełni bezstresową pracę. Ważnym punktem pobytu w mieście była też pewna przestrzeń coworkingowa, która zasługuje (i doczeka się) osobnego wpisu.
A po pracy – możemy wejść na wulkan (jeden lub drugi), popływać kajakami pomiędzy 365 małymi wysepkami (z jedynymi słodkowodnymi rekinami na świecie), ponurkować w powulkanicznej lagunie, wyskoczyć na plantację kawy lub wziąć dodatkowe lekcje hiszpańskiego (bądź też ćwiczyć język zamawiając macua, narodowy koktajl). To też dobre miejsce, by spróbować surfingu w San Juan del Sur lub odwiedzić sąsiednie kraje, w których też nie będziecie się nudzić. Trudno o lepszą motywację do pracy!
Lizbona, Portugalia – dla przyjemnej pogody przez cały rok
Lizbona jako Chiang Mai Europy Zachodniej? Kto wie! Pogoda, piękna niemal przez cały rok, relatywnie niskie ceny i świetne WiFi sprawiają, że Portugalia przyciąga coraz większą liczbę nomadów. No i zdecydowanie bliżej jest nam do niej niż do Tajlandii.
Lizbona to nie tylko świetny kierunek wakacyjny, ale i pracowy, dlatego jestem przekonana, że pobyt w niej będzie niezapomnianym doświadczeniem. Zwłaszcza, jeśli zaczynacie przygodę z pracą zdalną i szukacie miejsca na pierwszy wyjazd, ale nie chcecie ruszać od razu na drugi koniec świata. Lot z Polski do Portugalii to w końcu kwestia zaledwie 4 godzin. Osobiście testowałam Lizbonę, a później również Porto, bardziej krótkoterminowo, ale mam wrażenie, że na próżno szukać blisko Polski przyjemniejszego miejsca do pracy zdalnej.
O wrażenia z Lizbony zapytałam Asię z The Blonde Travels. Jej blog to prawdziwa kopalnia wiedzy na temat pracy zdalnej, przede wszystkim w Tajlandii i Wietnamie.
Lizbona jest świetna do pracy zdalnej. Przede wszystkim dlatego, że internet tutaj jest super szybki. Wydaje mi się, że w całej Europie nie ma tak szybkiego internetu. Miejsc coworkingowych jest całe mnóstwo, podobnie jak spotkań, meet-upów, konferencji i biznesowych warsztatów, z których można skorzystać za darmo lub za bardzo niską cenę. Lizbona to też piękne miasto z klimatem, gdzie wiele się dzieje i nie można się nudzić. Minusem mieszkania tutaj są bardzo wysokie ceny zakwaterowania i to, że ciężko znaleźć coś w dobrym standardzie za kwotę, która na dłuższą metę nas nie zrujnuje.
Gran Canaria – dla rosnącej społeczności nomadów
Na mojej liście miejsc do pracy zdalnej nie mogło zabraknąć też Las Palmas, stolicy Gran Canarii. Wyspa, choć większości z nas może kojarzyć się z typowymi, wakacyjnymi podróżami, jest też wymarzonym kierunkiem dla osób pracujących zdalnie. Składa się na to wiele czynników. To w Las Palmas spotkamy nomadów z całego świata i znajdziemy przeogromną liczbę miejsc do pracy. W stolicy dostępne są wszystkie udogodnienia typowe dla dużych miast, a jednocześnie jest ona świetną bazą wypadową do dalszej eksploracji wyspy. Brzmi świetnie? To dorzućmy do tego jeszcze fakt, że Las Palmas, od 1996 roku dzierży tytuł miasta z najlepszym klimatem na świecie! Nie bez powodu w końcu bywa nazywane Hawajami Europy.
Gran Canarię do pracy zdalnej poleca Natalia, autorka bloga Craft The Way, mieszkająca i pracująca obecnie w Kanadzie.
Niecałe 5 godzin lotu i czasem niewiele ponad kilkadziesiąt euro dzieli Warszawę od kropki na mapie, którą podczas przybliżenia rozpoznasz jako Gran Canarię. Zgłębiając jeszcze głębiej teren kursorem znajdziesz Las Palmas de Gran Canaria, czyli stolicę wyspy. Las Palmas cały czas jeszcze dość mało znana, jest jednym z moich największych odkryć w ramach znalezienia tej wymarzonej destynacji dla nomadów. Co oferuje? Zaczynając od tego, co najważniejsze – niezawodny Internet zarówno w miejscu zamieszkania, jak i w knajpach i coworkingach, których przy okazji jest tu całkiem sporo! ReStation i CoworkingC to te przyciągające najwięcej społeczności do miasta, równolegle jednak istnieje tu fajna, organicznie rozrastająca się grupa nomadów organizująca spotkania i wspólne aktywności outdoorowe. Ceny zakwaterowania wciąż są jeszcze całkiem konkurencyjne do innych hiszpańskich miast – np. Barcelony, a co więcej masz szansę na znalezienie czterech kątów tuż przy plaży. W czasie lunchu czy po godzinach stawiasz pierwsze kroki na desce, choć surfing to w sumie dopiero początek. Wyspa jest super zróżnicowana pod kątem natury i jeżeli nie zjeżdżasz jej na rowerze w poszukiwaniu basenów naturalnych, to najprawdopodobniej zdobywasz któryś ze szczytów gór (wszystko to jeżeli akurat nie jesteś online, rzecz jasna!).
Już wkrótce kolejna część zestawienia. Tymczasem ciekawi mnie, jakie są wasze ulubione miejsca do pracy zdalnej.
Gdy rozwinę bardziej pracę zdalną i będę mogła się z niej już utrzymać, na pewno udam się do Lizbony ponownie, bo ona mnie zaczarowała rok temu będąc tam tylko turystycznie. Chętnie też wyprobuję stolicę Gran Canaria, a potem skrzydła się dalej rozwinie. Fajny wpis. Pozdrawiam 🙂
A czym się teraz zajmujesz? 🙂 Te cieplejsze krańce Europy to zawsze dobry kierunek, zwłaszcza na zimowe praco-wakacje. Dzięki!
Myślę, ze zdecydowałabym się na Lizbonę! Praca zdalna – oj tak, marzenie wielu:) Pozdrawiam:)
Lizbona jest cudowna, no i blisko z niej do Porto, które zupełnie skradło moje serce. 🙂
Dobre zestawienie. Idzie jesień i czas pomyśleć o jakimś wyjeździe z pracą w plecaku 🙂 Myślę właśnie o Gran Canarii, bo byłem już zimą na Teneryfie i zostałem po prostu oczarowany! Fantastyczne miejsce, a Gran Canaria jeszcze cieplejsza :> Lizbona albo wybrzeże Algarve w Portugalii też mnie strasznie zachęca 😉
Dziękuję! 🙂 Też myślę o Gran Canarii na jesień. Czym się zajmujesz?
Cześć, bardzo fajny blog, szczególnie cenny dla mnie – właśnie zakładam babki co-living w moim domu w Hiszpanii, konkretnie w Vigo, 150 km od Porto. Mieszkam w fantastycznym mieście, z cudownymi plażami, górami, ścieżkami rowerowymi, widokami zapierającymi dech w piersiach. Niestety, miasto nie potrafi się sprzedać, w sąsiednim Porto jest mnóstwo nomadów, ceny niebotyczne, a zaledwie 150 km od Porto jest cudowne miasto z plażami, które Porto może pozazdrościć. Nie ma tu też za bardzo społeczności nomadów, chciałabym to jakoś zmienić, ale nie bardzo wiem od czego zacząć. Może jakieś sugestie?
Cześć! Dziękuję, miło mi 🙂 Co do Twojego pytania – chciałabym pomóc, ale 1) nie znam kompletnie Hiszpanii pod względem realiów nomadyzmu 2) nie interesuje mnie idea co-livingu, przez co nie mam żadnych sugestii. Miejsce wydaje się świetne, więc trzymam kciuki za powodzenie przedsięwzięcia. Pewnie już to zrobiłaś, ale jeśli nie, to może warto podpytać potencjalnie zainteresowane osoby na grupach na FB?